wtorek, 20 października 2015

Rozdział 5.

                   Kolejny tydzień minął dość szybko. Jak na złość rozchorowałam się i nie obyło się bez lekarza i antybiotyków. Nie miałam wyjścia musiałam leżeć w łóżku, żeby jakoś tą grypę przejść. Gorączka dawała mi w kość, a wszystkie mięśnie odczuwałam potrójnie. Wszystko mnie bolało i nie miałam siły nawet wstać z łóżka. Wysłałam zwolnienie do szkoły i wypoczywałam przed laptopem i telewizorem. W trakcie leżenia w końcu zasnęłam. Nie mam pojęcia jak długo spałam, może godzinę, może więcej, ale ze snu wyrwał mnie jakiś dziwny hałas dobiegający z korytarza. Po silnych lekach przeciwgorączkowych i antybiotyku nie byłam w stanie myśleć logicznie. Zamiast iść sprawdzić co się dzieje owinęłam się tylko szczelniej kołdrą i próbowałam znowu odpłynąć.
-Ciebie nawet najgorszy złodziej nie obudzi...- Jak przez mgłę dotarł do mnie głos Christiana. Chyba mi się coś śni. Mam jakieś halucynacje od tej gorączki. Obróciłam się na drugi bok i chciałam spać, żeby się  nie męczyć.
-Selena, wstaniesz wreszcie, czy nie?- Głos był coraz bardziej natarczywy, w dodatku ktoś szarpał mnie za ramię. Wyrwałam się nagle z mojego letargu zdając sobie sprawę, że to wszystko ma miejsce w rzeczywistości.
-Co ty tutaj robisz?- Zapytałam podejrzliwie zrywając się na równe nogi.
-Spokojnie maleńka- odsunął się z rękami uniesionymi nad głową niczym rasowy przestępstwa, jednak całkiem ubawiony.
-Co cię tak śmieszy?
-Nic, tylko twój napad na mnie. Przyszedłem  sprawdzić co się z Toba dzieje, że nie przychodzisz na zajęcia. Taka prymuska na wagarach coś mi tu nie grało... Miałaś otwarte drzwi więc wszedłem jak nie odpowiadałaś. Rozchorowałaś się?
-Jak widać. Miło, że się martwiłeś.
-Ty byś się pewnie o mnie nie martwiła.
-Nie nadużywaj mojej cierpliwości, bo zaraz stąd wylecisz.
- Nie przemęczaj się, siłą mnie nie wyrzucisz, bo jak pewnie sama zauważyłaś, nie masz jej, a ja się póki co nigdzie nie wybieram. To co chcesz herbatki? Bo ja z chęcią napiję się kawy. Jak spałaś to zrobiłem ci zakupy, więc jak chcesz coś zjeść to jakieś proste danie mogę ci również przygotować. Co prawda nie jestem jakimś znamienitym kucharzem, ale jakieś drobnostki umiem przygotować.
- Dzięki za troskę, jeśli masz czas i ochotę, to możesz coś ugotować.
-Okej, a ty w tym czasie się jeszcze połóż- Woow no tego to ja się nie spodziewałam. Karzę mu zjeść pierwszemu w razie gdyby chciał mnie otruć, na tą myśl wybuchłam śmiechem, jednak chwilę później zaniosłam się kaszlem.
 Z wielkim trudem zwlekłam się z łóżka, żeby wziąć prysznic. Przebrałam się w czystą koszulkę i szorty, zarzuciłam na to szlafrok i pomknęłam do kuchni. Już z daleka czułam rozsiewający się wokół zapach. Po dniach głodówki chorobowej poczułam się nadludzko głodna.
-Przy tych zapachach zjadłabym nawet konia z kopytami- powiedziałam ubawiona wchodząc do kuchni. Michael stał odwrócony tyłem do kuchenki i dopiero gdy się odezwałam zauważył moją obecność.
-To bardzo dobrze, bo danie jest na 4 osoby- odpowiedział. Zasiadłam do stołu i czekałam aż mój towarzysz poda posiłek. Wyglądało nieziemsko, ale jeszcze lepiej smakowało. Już po kilku pierwszych kęsach poczułam się bardziej na siłach. Posiedzieliśmy trochę i pogadaliśmy jeszcze o różnych głupotach podczas gdy Christian umył naczynia. W końcu oboje usiedliśmy przed telewizorem. Było już późne popołudnie i nie było nic ciekawego  w telewizji. Poskakaliśmy po kanałach, obejrzeliśmy różne programy, a właściwie ich powtórki i zanim się obejrzeliśmy był już wieczór. Christian z wielkim ociąganiem zaczął zbierać się do wyjścia, choć tak na prawdę nie miał ochoty wychodzić.
- Dziękuję za troskę i pomoc. Miło, że w dzisiejszym świecie jest jeszcze ktoś, kto odwiedzi chorą koleżankę i poda jej szklankę z herbatą, czy zrobi zakupy.
-Ależ nie ma problemu, po prostu martwiłem się o ciebie więc przyszedłem sprawdzić co się dzieje. Nic szczególnego. Wiele osób na moim miejscu pewnie zachowałoby się tak samo.
-Noo nie wiem, ale mimo wszystko dziękuję.
-Kiedyś się odwdzięczysz- powiedział. Pożegnaliśmy się i wyszedł. Po kim jak po kim, ale po nim się tego nie spodziewałam. Nawet Michael mnie nie odwiedził, pomimo tego, że wie gdzie mieszkam. Właśnie, zapomniałam go zapytać skąd ma mój adres. Zamknęłam za nim drzwi i poszłam się położyć. Jednak nie mogłam zasnąć, cały czas myślałam o tej sytuacji, bardzo miło z jego strony, że się tak zachował. Po niekończącym się czasie rozmyślań w końcu zasnęłam.

Perspektywa Christiana.
          Kiedy już trzeci dzień nie pojawiała się w szkole i to jeszcze po naszym wspólnie spędzonym weselu, zaniepokoiłem się trochę. Myśl o jej chorobie nawet nie przeszła mi przez myśl. Musiałem iść do biura ojca, żeby zdobyć jej adres. Czy ona tego chce czy nie, ja sam osobiście się tam przejdę. Zanim jednak się tam do niej wybrałem wziąłem od tego Michaela numer telefonu do niej. Z początku się pierzył przyjaciel pieprzony od siedmiu boleści, jednak w końcu ustąpił, na jego szczęście, inaczej sprałbym go na kwaśne jabłko. Po kilku nieudanych próbach kontaktu, zdecydowałem się ją odwiedzić osobiście. Kiedy pociągnąłem za klamkę i zobaczyłem, że drzwi są otwarte, przestraszyłem się nie na żarty. A jak coś jej się stało? Wpadłem momentalnie do mieszkania nie zwracając uwagę na niegrzeczność sytuacji. Jak zobaczyłem ją śpiącą w sypialni, kamień spadł mi z serca. Byłem wręcz przerażony myślą, że mogło jej się coś stać. Poszedłem dla niej zrobić zakupy i nawet ugotowałem jej obiad. Jeszcze nigdy dla nikogo tego nie robiłem. Coś jest w tej dziewczynie, czego nie było w żadnej innej. Mam nadzieję, że to tylko jakieś głupie zauroczenie, które mi przejdzie, bo nie jestem typem skłonnym do miłostek. W każdym bądź razie nie chciałem jeszcze wychodzić. Miałem ochotę zostać z nią dłużej. Tak dawno się nie widzieliśmy... Co ja pieprzę, po prostu wyglądała apetycznie w tej krótkiej koszuli nocnej i nie dało się nie wędrować wzrokiem po jej zgrabnych udach. No cóż, muszę chyba przystopować z moimi myślami, bo nie wiem dokąd one prowadzą. Muszę się napić...
-Cześć Tomek jesteście może jeszcze w barze przy 36?
-Tak a co, zdecydowałeś się jednak przyjść?
-Tak jakby.
-No to wpadaj.
Kilka minut później już szukałem w tłumie chłopaków. Przywitałem się z każdym po kolei i zamówiłem piwo. Potem drugie, trzecie. Czułem się coraz lepiej. W jednym miałem rację alkohol chwilowo zabrał moje problemy. W tej chwili nic się nie liczyło prócz alkoholu, kolegów i głośnej muzyki...

Przerwa była bardzo długa, niestety... Ale cieszę się, że udało mi się przebić przez nadmiar obowiązków i dokończyć ten rozdział. Dodawajcie w komentarzach swoje blogi, z wielką chęcią do nich zajrzę. Zapraszam do komentowania i obserwowania. :)  Do następnego rozdziału! :) ♥


Przeczytałeś? - Zostaw proszę komentarz. Z góry dziękuję ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz