czwartek, 22 października 2015

Rozdział 6.

W końcu wyzdrowiałam i mogłam w dobrej formie iść na zajęcia.  Byłam z tego faktu niezmiernie zadowolona, bo wbrew pozorom nie da się siedzieć cały czas bezczynnie w domu. Idąc korytarzem w kierunku sali poczułam zaciskające się wokół mojej talii ramiona.
-Michael!- krzyknęłam uradowana i zarzuciłam mu ręce na szyi.- Tęskniłam za Tobą.
-Ja za tobą jeszcze bardziej. Jak się czujesz?
-Jak widać wróciłam do świata żywych.
-Niezmiernie się cieszę z tego faktu, to co, wychodzimy po zajęciach na kawę?
-Jasne, z Tobą zawsze.
-W takim razie jesteśmy umówieni, chodźmy na zajęcia, bo nie dość, że się spóźnimy to jeszcze Parker zamorduje mnie wzrokiem.
Roześmiałam się nie do końca rozumiejąc co ma na myśli, dotarło to do mnie dopiero gdy odwróciłam głowę. Stał tam Christian oparty o kolumnę i zawzięcie lustrował nas wzrokiem. Michael natychmiast roześmiał się widząc moje zdziwienie, po chwili również do niego dołączyłam i tak roześmiani kroczyliśmy w kierunku sali.
-O czym rozmawialiście z Michaelem, że było tak zabawnie?- zapytał Christian przysiadając obok mnie.
-Opowiadał mi jakiś kawał, który był bardzo zabawny.- Odpowiedziałam.
-Masz może czas dziś wieczorem?
-Pracuję.
-A po pracy?
-Muszę się wyspać, żeby wstać na zajęcia.
-Czyli jednym słowem dajesz mi kosza?
-Tak to zabrzmiało?
-Dokładnie tak.
-Wybacz... Może innym razem?
-Jasne.
Na tym skończyła się nasza krótka pogawędka, która tak na prawdę nie poprawiła naszych relacji. dziwnie się czuję w jego towarzystwie. Onieśmiela mnie i nie potrafię myśleć przy nim racjonalnie. Jest tak cholernie przystojnym egoistą, właśnie egoistą zganiłam sama siebie. Z pewnością nie zamieni się w księcia na białym rumaku, który będzie ze mną do końca życia i będziemy żyli długo i szczęśliwie w zamku na wzgórzu bez żadnych trosk i zmartwień. Nie ta bajka. Nie ci bohaterowie.
Po zajęciach razem z Michaelem wyszliśmy na kawę. Posiedzieliśmy chwilę i porozmawialiśmy, aż w końcu i mnie i jego goniła praca, więc musieliśmy się zbierać. Cóż, takie życie dorosłego. Założyłam firmowy mundurek i zaczęłam swoją podróż między stolikami. Przedłużyli mi etat, dlatego teraz miałam przychodzić codziennie po kilka godzin, natomiast przy większych imprezach okolicznościowych weekendy miałam na nocki. Wieczór upływał mi bardzo szybko. Godziny leciały aż w końcu moja zmiana dobiegła końca. Zabrałam swoje rzeczy, pożegnałam się z kolegami z pracy i ruszyłam do domu. Był już późny wieczór, pech chciał, że akurat nie miałam ani autobusu ani metra. Naciągnęłam na głowę kaptur i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. -Wcale nie mam aż tak daleko- pocieszałam samą siebie. Nie dość, że cholernie się bałam to jeszcze usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Było ciemno, drogą nie jechały żadne auta. Im bardziej kroki się zbliżały tym szybciej ja szłam. Nie podobało mi się to wszystko, kroki nie należały do jednej osoby. Nagle na ustach poczułam czyjąś rękę, a ruch miałam całkowicie zablokowany. Chciałam się wyrwać, krzyknąć, ale nie mogłam. Łzy płynęły mi po policzkach z bezsilności. Tak bardzo się bałam, a moi oprawcy siłą ciągnęli mnie do jakiegoś auta stojącego na poboczu. Gdy już myślałam, że gorzej być nie może, zobaczyłam zbliżający się samochód. Zatrzymał się a ze środka wybiegł Christian. Pewnie chciał zobaczyć czy nie trzeba komuś pomóc. Kiedy tylko go zobaczyłam zaczęłam się szarpać. Gdy na mnie spojrzał od razu rzucił się w moim kierunku. Jednak facet zaciskający dłoń na moich ustach przesunął ją po moim ciele i wyjął z kieszeni scyzoryk.
-Odsuń się albo ta szmata zginie.
- Nie pieprz głupot, dobrze wiesz, że i tak was załatwię, więc sam sobie szkodzisz- że co? To on ich zna? Kim on jest do cholery?
-Odsuń się mówię!
-Odstrzelę ci tą pierdoloną rękę i dobrze wiesz, że trafię jeśli chociaż jeden włos spadnie jej z głowy.
Przez załzawione oczy ujrzałam, że rzeczywiście w ręce trzyma broń. Wystraszyłam się nie na żarty, ale chwilę później już nie miałam czasu myśleć o strachu. Poczułam przeszywający ból od ostrza noża, które najpierw rozcięło mi skórę na szyi, a potem odsłonięty brzuch. Przynajmniej jeszcze żyję- pomyślałam, jednak przez zawroty głowy i nagłe mdłości poczułam się słabo. Usłyszałam wystrzał z pistoletu i upadłam.
W przypływie świadomości poczułam tylko silne ramiona unoszące mnie do góry. -Spokojnie kochanie, nie ruszaj się wszystko będzie dobrze- usłyszałam zdenerwowany głos Christiana, który przytulił mnie  jeszcze mocniej do siebie wyczuwając mój ruch. Poczułam znajomy zapach jego perfum i przez nasilający się ból odpłynęłam z powrotem.
Kiedy otworzyłam oczy, raziło mnie silne światło. Czułam ból dosłownie w każdej części mego ciała. Nagle moje myśli zajęły pytania co się stało? gdzie ja jestem? Nie mogłam sobie nic przypomnieć. byłam podpięta pod jakieś urządzenie, które pikało notorycznie przyprawiając mnie o silny ból głowy.
-Panie doktorze! Obudziła się!- Usłyszałam czyjś głos, po chwili dotarło do mnie, że to Christian, który już stał przy mnie i trzymał mnie za rękę.
-Już dobrze, już wszystko będzie dobrze, tak bardzo się bałem, ale teraz już nic ci się nie stanie, obiecuję.- Zauważyłam łzy w jego oczach. Nie wiem czy z tej przyczyny, czy po prostu z bólu sama się rozpłakałam. Zaczęłam sobie przypominać co się wydarzyło i co zawdzięczam Christianowi. Wbiegający lekarz od razu wyrzucił Christiana z sali, zbadał mnie zdał kilka pytań, na które praktycznie nie miałam siły odpowiadać. Kazał mi odpoczywać i wyszedł. Po chwili do sali weszli moi rodzice.
-Kochanie jak się czujesz?- zapytała wystraszona mama, przez szybkę dostrzegam tatę rozmawiającego z lekarzem. Przyglądał mi się z przerażonym wyrazem twarzy. tak bardzo mi ich brakowało... Rozpłakałam się ponownie. mama natychmiast rzuciła się w moim kierunku, by mnie przytulić.
-Skąd się dowiedzieliście?- zapytałam słabym głosem.
-Twój chłopak do nas zadzwonił i wysłał po nas auto, chwilę po jego telefonie jego samochód już stał na podjeździe a my bez zastanowienia od razu tutaj przyjechaliśmy. Tak bardzo mi przykro słoneczko, nawet nie wiesz co przeżywaliśmy jadąc tutaj, na szczęście jesteś już przytomna, bo moje serce by chyba nie wytrzymało tego widoku. Tak bardzo cię kochamy...- Do sali wszedł tata, jego oczy podobnie jak mamy były załzawione. Czyżby na prawdę było aż tak źle? zapytałam sama siebie. Kiedy chciałam się podnieś poczułam przeszywający ból, który natychmiast wywołał krzyk z moich ust, Podniosłam koszulę i zobaczyłam zabandażowany brzuch. Do sali wpadł lekarz zawołany przez kogoś i wyprosił wszystkich z sali podczas gdy ja znów odpłynęłam w nicość...
Słyszałam głosy wokół siebie, niekiedy nie mogłam ich rozróżnić. Wyczuwałam emocje, strach i przerażenie. Nie mogłam otworzyć oczu. Czułam gdy ktoś trzymał mnie za rękę, gdy podawali mi lekarstwa, ten stan odrętwienia działał mi na nerwy. Odwiedził mnie Michael i koleżanka z pracy, jednak nie mogłam się do nich odezwać. Słyszałam ich raz lepiej, raz gorzej, ale nie widziałam. Pewnej nocy siedział ze mną Christian. Z tego co się zorientowałam to obwiniał sam siebie za wszystko co się stało. Był przerażony. Płakał, Prosił bym się obudziła. Czułam jego łzy spływające na nasze połączone ręce. Dopiero kiedy mnie pocałował zmobilizowałam wszystkie siły i otworzyłam oczy. Czułam się jak śpiąca królewna, która po pocałunku księcia wybudziła się ze śmiertelnego letargu. Rzeczywistość jednak nie była taka piękna. Wszyscy krzątali się wokół mnie, dopiero po badaniach i podstawowych pytaniach mogłam trochę odpocząć. Usłyszałam lekkie puknięcie drzwiami i zobaczyłam Christiana z ogromnym bukietem czerwonych róż. Bez słowa usiadł obok mnie na łóżku i mocno przytulił uważając na zabandażowane części ciała. Nie mam pojęcia ile trwaliśmy w tym uścisku, ale wiedziałam, że było mi to potrzebne i on chyba też o tym wiedział, Oboje potrzebowaliśmy tej bliskości i ciszy, która w tej właśnie chwili nas otaczała i znów nie liczył się cały świat, byliśmy tylko my cieszący się ze swej bliskości. Czas na podziękowania  i pytania  przyjdzie później, zdecydowanie później...

Cześć Wszystkim!
Kolejny rozdział za mną. Co o nim sądzicie? Cieszę się z faktu, że tak dużo Was czyta mojego bloga, jednak jest mi przykro, że nie zostawiacie żadnych komentarzy. Czyżby wszystko było aż tak dobre, ze nie wymaga komentarza, czy raczej takie złe, że szkoda fatygi?  Po raz kolejny zapraszam do odwiedzania bloga, komentowania i obserwowania :) Do następnego rozdziału  ♥

wtorek, 20 października 2015

Rozdział 5.

                   Kolejny tydzień minął dość szybko. Jak na złość rozchorowałam się i nie obyło się bez lekarza i antybiotyków. Nie miałam wyjścia musiałam leżeć w łóżku, żeby jakoś tą grypę przejść. Gorączka dawała mi w kość, a wszystkie mięśnie odczuwałam potrójnie. Wszystko mnie bolało i nie miałam siły nawet wstać z łóżka. Wysłałam zwolnienie do szkoły i wypoczywałam przed laptopem i telewizorem. W trakcie leżenia w końcu zasnęłam. Nie mam pojęcia jak długo spałam, może godzinę, może więcej, ale ze snu wyrwał mnie jakiś dziwny hałas dobiegający z korytarza. Po silnych lekach przeciwgorączkowych i antybiotyku nie byłam w stanie myśleć logicznie. Zamiast iść sprawdzić co się dzieje owinęłam się tylko szczelniej kołdrą i próbowałam znowu odpłynąć.
-Ciebie nawet najgorszy złodziej nie obudzi...- Jak przez mgłę dotarł do mnie głos Christiana. Chyba mi się coś śni. Mam jakieś halucynacje od tej gorączki. Obróciłam się na drugi bok i chciałam spać, żeby się  nie męczyć.
-Selena, wstaniesz wreszcie, czy nie?- Głos był coraz bardziej natarczywy, w dodatku ktoś szarpał mnie za ramię. Wyrwałam się nagle z mojego letargu zdając sobie sprawę, że to wszystko ma miejsce w rzeczywistości.
-Co ty tutaj robisz?- Zapytałam podejrzliwie zrywając się na równe nogi.
-Spokojnie maleńka- odsunął się z rękami uniesionymi nad głową niczym rasowy przestępstwa, jednak całkiem ubawiony.
-Co cię tak śmieszy?
-Nic, tylko twój napad na mnie. Przyszedłem  sprawdzić co się z Toba dzieje, że nie przychodzisz na zajęcia. Taka prymuska na wagarach coś mi tu nie grało... Miałaś otwarte drzwi więc wszedłem jak nie odpowiadałaś. Rozchorowałaś się?
-Jak widać. Miło, że się martwiłeś.
-Ty byś się pewnie o mnie nie martwiła.
-Nie nadużywaj mojej cierpliwości, bo zaraz stąd wylecisz.
- Nie przemęczaj się, siłą mnie nie wyrzucisz, bo jak pewnie sama zauważyłaś, nie masz jej, a ja się póki co nigdzie nie wybieram. To co chcesz herbatki? Bo ja z chęcią napiję się kawy. Jak spałaś to zrobiłem ci zakupy, więc jak chcesz coś zjeść to jakieś proste danie mogę ci również przygotować. Co prawda nie jestem jakimś znamienitym kucharzem, ale jakieś drobnostki umiem przygotować.
- Dzięki za troskę, jeśli masz czas i ochotę, to możesz coś ugotować.
-Okej, a ty w tym czasie się jeszcze połóż- Woow no tego to ja się nie spodziewałam. Karzę mu zjeść pierwszemu w razie gdyby chciał mnie otruć, na tą myśl wybuchłam śmiechem, jednak chwilę później zaniosłam się kaszlem.
 Z wielkim trudem zwlekłam się z łóżka, żeby wziąć prysznic. Przebrałam się w czystą koszulkę i szorty, zarzuciłam na to szlafrok i pomknęłam do kuchni. Już z daleka czułam rozsiewający się wokół zapach. Po dniach głodówki chorobowej poczułam się nadludzko głodna.
-Przy tych zapachach zjadłabym nawet konia z kopytami- powiedziałam ubawiona wchodząc do kuchni. Michael stał odwrócony tyłem do kuchenki i dopiero gdy się odezwałam zauważył moją obecność.
-To bardzo dobrze, bo danie jest na 4 osoby- odpowiedział. Zasiadłam do stołu i czekałam aż mój towarzysz poda posiłek. Wyglądało nieziemsko, ale jeszcze lepiej smakowało. Już po kilku pierwszych kęsach poczułam się bardziej na siłach. Posiedzieliśmy trochę i pogadaliśmy jeszcze o różnych głupotach podczas gdy Christian umył naczynia. W końcu oboje usiedliśmy przed telewizorem. Było już późne popołudnie i nie było nic ciekawego  w telewizji. Poskakaliśmy po kanałach, obejrzeliśmy różne programy, a właściwie ich powtórki i zanim się obejrzeliśmy był już wieczór. Christian z wielkim ociąganiem zaczął zbierać się do wyjścia, choć tak na prawdę nie miał ochoty wychodzić.
- Dziękuję za troskę i pomoc. Miło, że w dzisiejszym świecie jest jeszcze ktoś, kto odwiedzi chorą koleżankę i poda jej szklankę z herbatą, czy zrobi zakupy.
-Ależ nie ma problemu, po prostu martwiłem się o ciebie więc przyszedłem sprawdzić co się dzieje. Nic szczególnego. Wiele osób na moim miejscu pewnie zachowałoby się tak samo.
-Noo nie wiem, ale mimo wszystko dziękuję.
-Kiedyś się odwdzięczysz- powiedział. Pożegnaliśmy się i wyszedł. Po kim jak po kim, ale po nim się tego nie spodziewałam. Nawet Michael mnie nie odwiedził, pomimo tego, że wie gdzie mieszkam. Właśnie, zapomniałam go zapytać skąd ma mój adres. Zamknęłam za nim drzwi i poszłam się położyć. Jednak nie mogłam zasnąć, cały czas myślałam o tej sytuacji, bardzo miło z jego strony, że się tak zachował. Po niekończącym się czasie rozmyślań w końcu zasnęłam.

Perspektywa Christiana.
          Kiedy już trzeci dzień nie pojawiała się w szkole i to jeszcze po naszym wspólnie spędzonym weselu, zaniepokoiłem się trochę. Myśl o jej chorobie nawet nie przeszła mi przez myśl. Musiałem iść do biura ojca, żeby zdobyć jej adres. Czy ona tego chce czy nie, ja sam osobiście się tam przejdę. Zanim jednak się tam do niej wybrałem wziąłem od tego Michaela numer telefonu do niej. Z początku się pierzył przyjaciel pieprzony od siedmiu boleści, jednak w końcu ustąpił, na jego szczęście, inaczej sprałbym go na kwaśne jabłko. Po kilku nieudanych próbach kontaktu, zdecydowałem się ją odwiedzić osobiście. Kiedy pociągnąłem za klamkę i zobaczyłem, że drzwi są otwarte, przestraszyłem się nie na żarty. A jak coś jej się stało? Wpadłem momentalnie do mieszkania nie zwracając uwagę na niegrzeczność sytuacji. Jak zobaczyłem ją śpiącą w sypialni, kamień spadł mi z serca. Byłem wręcz przerażony myślą, że mogło jej się coś stać. Poszedłem dla niej zrobić zakupy i nawet ugotowałem jej obiad. Jeszcze nigdy dla nikogo tego nie robiłem. Coś jest w tej dziewczynie, czego nie było w żadnej innej. Mam nadzieję, że to tylko jakieś głupie zauroczenie, które mi przejdzie, bo nie jestem typem skłonnym do miłostek. W każdym bądź razie nie chciałem jeszcze wychodzić. Miałem ochotę zostać z nią dłużej. Tak dawno się nie widzieliśmy... Co ja pieprzę, po prostu wyglądała apetycznie w tej krótkiej koszuli nocnej i nie dało się nie wędrować wzrokiem po jej zgrabnych udach. No cóż, muszę chyba przystopować z moimi myślami, bo nie wiem dokąd one prowadzą. Muszę się napić...
-Cześć Tomek jesteście może jeszcze w barze przy 36?
-Tak a co, zdecydowałeś się jednak przyjść?
-Tak jakby.
-No to wpadaj.
Kilka minut później już szukałem w tłumie chłopaków. Przywitałem się z każdym po kolei i zamówiłem piwo. Potem drugie, trzecie. Czułem się coraz lepiej. W jednym miałem rację alkohol chwilowo zabrał moje problemy. W tej chwili nic się nie liczyło prócz alkoholu, kolegów i głośnej muzyki...

Przerwa była bardzo długa, niestety... Ale cieszę się, że udało mi się przebić przez nadmiar obowiązków i dokończyć ten rozdział. Dodawajcie w komentarzach swoje blogi, z wielką chęcią do nich zajrzę. Zapraszam do komentowania i obserwowania. :)  Do następnego rozdziału! :) ♥


Przeczytałeś? - Zostaw proszę komentarz. Z góry dziękuję ♥